Dyjak to już dziś legenda, bo ucieleśnia mit prawdziwego artysty – żyjącego po bandzie, bez kompromisów, spalającego się w życiu i twórczości. Rzeczywiście, w jego życiu i w wypowiedziach (w wywiadach mówi o sobie do bólu szczerze i otwarcie) kompromisów nie widać. Bardzo długo żył bez hamulców – zyskał doświadczenie i legendę, ale też cenę zapłacił ogromną.
Co powiedzieć o facecie, który żeby normalnie funkcjonować wypijał rano pół litra wódki, który się wieszał, który nie potrafi zliczyć już próbowanych przez siebie detoksów i który jednocześnie wygrywał konkursy piosenki artystycznej, śpiewał w Piwnicy pod Baranami, którego nazywają polskim Tomem Waitsem? Który doskonale dogadywał się zarówno z żulami z warszawskiej Pragi jak i ze Skrzyneckim czy Turnauem? O sobie zresztą zwykł mawiać jako o żulu i barowym grajku.
Rocznik 1975. Skończył zawodówkę (jest hydraulikiem) i wyjechał do Niemiec pracować w szklarni. Wrócił do kraju, dzięki przyjacielowi i mentorowi Janowi Kondrakowi opracował materiał „Piękny instalator”. Od razu wygrał z nim Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie oraz FAMĘ. Już wtedy, jak opowiadał, był alkoholikiem. W wieku 20 lat.
Od 1997 roku wydał siedem albumów. W tym czasie walczył z alkoholizmem, próbował się zabić, przez wódkę stracił miłość swojego życia i wielu przyjaciół. Koncertował po całej Polsce, sypiał i na ławkach w parku i w niezłych hotelach.
Radom Dyjak pamięta, bo tu poznał swoją żonę. Ona robiła scenografię do spektaklu w radomskim teatrze, on muzykę. Alkoholizm wygrał z miłością: Nie miałem szczęścia jako mąż i mężczyzna, który mógłby się spełnić u boku kobiety. To szczęście, które dostałem, roztrwoniłem – mówi dziś o sobie.
Oczywiście nie dzięki swojemu życiorysowi Dyjak jest znany. Chodzi o to, że jego życiorys słychać w tym co śpiewa.
„Czasem umieram zupełnie i już
Szczególnie kiedy niedziela
Listonosz wódkę niesie mi do ust
Pisz do mnie, tylko się nie wybieraj...”
– kiedy taki kawałek wykonuje Dyjak, to po prostu mu się wierzy.
- Poezja śpiewana to było wtedy takie pierdzenie kretynek albo kolesiów w rozciągniętych swetrach, którzy nie mówią, tylko przemawiają – mówił o latach 90. XX wieku. I swoją twórczością przeciwstawia się takiemu wykonywaniu „poezji śpiewanej”. Proszę zobaczyć i usłyszeć (choćby na youtube), jak Dyjak śpiewa „Ta ostatnia niedziela”. Jakie to jest chropawe, nieładne, prawdziwe i poruszające.
Dziś Dyjak już nie pije. Dużo pracuje – od 2009 r. wydał cztery albumy. Śpiewa teksty różnych autorów, min. Jana Kondraka, Roberta Kasprzyckiego, Piotra Bukartyka, Jacka Musiatowicza. Występuje z zespołem: trębaczem Jerzym Małkiem, pianistą Zdzisławem Kalinowskim, kontrabasistą Łukaszem Borowieckim oraz perkusistą Karolem Domańskim.
Podczas koncertu w Radomiu Dyjak będzie promował ostatnią swoją płytę „Moje fado”. – Bilety – w cenie 35 zł – sprzedają się ponoć jak świeże bułeczki.
ROW