O Leśmianie dowiedziałem się w szkole średniej. I nie było to na lekcjach polskiego, ale na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa. Grali wtedy utwór zatytułowany „Szczęście”. Muzyka i słowa tak dobrze ze sobą współgrały, że piosenka przypadła mi do gustu. Kupując później płytę, dowiedziałem się, że to wiersz Bolesława Leśmiana. O tym, że był jednym z wielkich, choć nie tak docenianych jak inni polscy poeci, dowiedziałem się później. O tym, że mocno związany był z Iłżą, wiem od niedawna. I to jeden z powodów, dla których na weekendowy spacer wybrałem się właśnie do Iłży.
„W malinowym chróśniaku, przed ciekawych wzrokiem
Zapodziani po głowy, przez długie godziny
Zrywaliśmy przybyłe tej nocy maliny.
Palce miałaś na oślep skrwawione ich sokiem....”
frag. „W malinowym chróśniaku” B. Leśmian; tomik „Łąka”, Warszawa 1920
Tytułowy malinowy chruśniak - wytwór poetyckiej wyobraźni? Chciałem to sprawdzić. Okazało się, że to nie fantazja - to miejsce istniało naprawdę, za jednym z domów położonych u stóp zamkowego wzgórza. I kryło romantyczną, ale i tragiczną historię. Ale jak pochodzący z Warszawy poeta trafił w to miejsce? Otóż Bolesław Leśmian miał w Iłży rodzinę. To właśnie w domu koło malinowego chruśniaka - mieszkali Sunderlandowie, rodzina jego ciotki.
Sunderlandowie w swoim domu, który stoi do dziś u podnóża zamku, prowadzili manufakturę. Zajmowali się wyrobem rękodzieła ceramicznego, z czego Iłża była wtedy znana. To tu przez 32 lata - od 1903 roku przyjeżdżał na wakacje Leśmian. To widoki stąd, z iłżeckiego wzgórza, widoki na piękne rozlewiska doliny Iłżanki były jedną z inspiracji do wierszy zawartych w tomie poezji „Łąka” (1920). To właśnie tu, pod iłżeckim zamkiem mieszkała jego pierwsza miłość - malarka Celina Sunderland. Ale to nie ona została jego żoną – ożenił się bowiem później z inną malarką, Zofią Chylińską. W 1917 roku, podczas jednego z pobytów w Iłży, Celina Sunderland zapoznała Bolesława Leśmiana ze swoja przyjaciółką żydowskiego pochodzenia, lekarką Teodorą Lebenthal. I tak to rozpoczął się płomienny romans, który trwał do ich śmierci. Leśmian, zainspirowany tą miłością, stworzył jeden z najpiękniejszych i zarazem najsłynniejszych utworów - „W malinowym chróśniaku”. Życie jednak okazało się niełatwe - z powodu problemów finansowych Leśmiana i jego rodziny Dora sprzedała swoje mieszkanie w Warszawie wraz z całym umeblowaniem i wyposażeniem gabinetu lekarskiego, aby ratować ukochanego, i podjęła pracę za niewielką pensję w szpitalu św. Łazarza. Mimo, że było to wielka miłość, nigdy się nie pobrali. Ale była z nim do końca.
Bolesław Leśmian nie dożył wojny. Zmarł w Warszawie 5 listopada 1937 roku. Mówi się, że podczas pogrzebu poety Dora nie pozwoliła jego rodzinie wsiąść do karawanu. Sama Dora Lebenthal kilka lat później uciekła przed hitlerowskimi represjami z warszawskiego getta do Iłży. Jako lekarz, niosąc pomoc potrzebującym, zaraziła się tyfusem i zmarła w styczniu 1942 roku. Według relacji osoby, u której mieszkała, przy jej łóżku do końca stała fotografia Bolesława Leśmiana. Do końca też przechowywała jego listy, które później spalono.
Dorę Lebental pochowano w Iłży, ale dokładne miejsce pochówku nie jest znane. Może gdzieś w malinowym chruśniaku?
„...I nie wiem, jak się stało, w którem okamgnieniu,
Żeś dotknęła mi wargą spoconego czoła,
Porwałem twoje dłonie — oddałaś w skupieniu,
A chróśniak malinowy trwał wciąż dookoła.”
frag. „W malinowym chróśniaku” B. Leśmian
Najświeższe wiadomości z Radomia i regionu znajdziesz na profilu CoZaDzien.pl na Facebooku - TUTAJ.