W niedzielę (18 sierpnia) ratownik poinformował policję o kobiecie, która najprawdopodobniej pod wpływem alkoholu przebywa nad zalewem na Borkach z dwójką małych dzieci.
- Na miejsce został wysłany patrol, zachowanie kobiety faktycznie wskazywało, że znajduje się ona pod wpływem alkoholu. Pod jej opieką były dwie pięcioletnie dziewczynki, bliźniaczki – mówi Justyna Leszczyńska z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Radomiu. - Na miejsce zostało wezwane pogotowie, które zabrało 38-latkę na dalsze badania do szpitala. Dzieci po zbadaniu przez pediatrę zostały oddane pod opiekę babci. Sprawa zostanie skierowana do Sądu Rodzinnego. Podobne sytuacje nie zdarzają się często w naszym mieście – dodaje Justyna Leszczyńska.
DRASTYCZNE PRZYPADKI
Policja nie prowadzi statystyk tego rodzaju przypadków, ale jak podkreślają pracownicy placówek interwencyjnych, z pijanymi rodzicami "opiekującymi się" dziećmi mają do czynienia w całym regionie.
- Praktycznie nie ma miesiąca, abyśmy nie mieli podobnego zgłoszenia z Radomia i okolic – mówi Włodzimierz Wolski, dyrektor Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu. - Najtrudniejsza sytuacja jest w mniejszych miejscowościach, gdzie placówki, takie jak Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej, pracują tylko do godziny 15 lub 16. Pamiętam wezwanie do sześciorga dzieci w małej miejscowości poza Radomiem. Było już po godzinie 17, ich ojciec gdzieś wyjechał, a matka była pijana. Zgodnie z przepisami policja nie jest od dowożenia dzieci, a przy ich odebraniu powinien być obecny pracownik socjalny i kurator sądowy. Problem polega na tym, że w małych miejscowościach, oprócz policji nikt nie pracuje na dyżurach. Sam wówczas zabierałem te dzieci swoim prywatnym samochodem – mówi Włodzimierz Wolski.
O takich przypadkach przypominają sobie również pracownicy radomskiego domu dziecka. - Kilka miesięcy temu przywieziono do nas około pięcioletnią dziewczynkę, która sama jeździła po mieście autobusem. Dziecko było zaniedbane i nieodpowiednio ubrane do panujących warunków. Jak się okazało, matka dziecka przebywała za granicą, a ojciec w tym czasie był pijany – mówi jeden z pracowników domu dziecka, który pragnie pozostać anonimowy. - Innym razem zgłosiła się do nas 15-latka z trójką młodszych dzieci i poprosiła o przyjęcie do placówki. Ich opiekunka była uzależniona od alkoholu i agresywna. W tym domu dochodziło do przemocy, dlatego dzieci wolały przyjść do domu dziecka.
ZNIECZULICA CORAZ MNIEJSZA
- Codziennie dostajemy anonimowe zgłoszenia o przemocy w domu. Wszystkie sygnały sprawdzamy. Czasami okazują się one fałszywe, chyba ktoś chce sąsiadowi zrobić na złość, ale w potwierdzonych przypadkach interweniujemy – mówi Włodzimierz Wolski. - Na szczęście społeczeństwo staje się coraz mniej obojętne. Ludzie chętniej dzwonią, interweniują, to bardzo dobry kierunek zmian. Małe dziecko, które znajduje się pod opieką pijanej osoby, nie rozumie co dzieje się z mamą czy tatą. Traci ono wtedy całkowicie poczucie bezpieczeństwa, co może bardzo źle wpłynąć na jego przyszłość. To są bardzo traumatyczne doświadczenia – wyjaśnia Włodzimierz Wolski. - Dlatego warto zgłaszać podobne przypadki, to bardzo pomaga w uniknięciu tragedii.
Aleksandra Jabłonka/ fot. (archiwum)