Jak informowaliśmy, właściciele i najemcy lokali usługowo-handlowych z osiedla Borki w maju zeszłego roku otrzymali zawiadomienia z Miejskiego Zarządu Lokalami o wzroście cen czynszu najmu nieruchomości przy ulicy Maratońskiej 3. Nowa opłata została wprowadzona od września 2012 roku. Przykładowo, z 3 tys. zł jednemu z przedsiębiorców miesięczny czynsz wzrósł do 5 tys. zł.
Po tych podwyżkach
część najemców zrezygnowała z prowadzenia działalności. Uzasadniali swoją decyzję tym, że jak na sklepy
osiedlowe, gdzie nie ma dużego ruchu, czynsz jest zbyt wygórowany.
Zapowiedzi likwidacji zostały zrealizowane.
- Od pierwszego września zrezygnowałam z prowadzenia warzywniaka przy ul. Maratońskiej 3. Obroty sklepu nie wystarczałyby na jego opłatę. Klientów było coraz mniej, zresztą sytuacja na rynku radomskim nie jest wesoła. Dlatego zdecydowałam się na dzierżawę terenu przy Maratońskiej i prowadzenie małego sklepiku w nowym miejscu. Jest to o wiele tańsze rozwiązanie, choć z miejscem jest trudniej. Wcześniejszy mój lokal miał powierzchnię 90 metrów kwadratowych, teraz około 15. Jakoś sobie radzę, większość klientów poszła za mną – tłumaczy właścicielka sklepu warzywnego.
Po podwyżkach zlikwidowany
został sklep z artykułami gospodarstwa domowego, który od
prawie 20 lat zaopatrywał mieszkańców w
produkty chemiczne. W tym miejscu od dwóch tygodni działa teraz sklep z używaną
odzieżą, ale w jego pobliżu istnieje
już kilka podobnych. Zniknął też sklep spożywczy i z tanimi artykułami. W ich miejsce otwarto nowe lokale, ale jak długo się
utrzymują, nie wiadomo.
Ze sklepów, które
walczą z kryzysem, pozostały m.in. sklep chemiczno-kosmetyczny oraz
w innym lokalu sklep odzieżowy. Właściciele punktów, żeby utrzymać interes, musieli zwolnić pracowników lub
zmienić lokal na mniejszy.
- Prowadzimy sklep kosmetyczny w budynku przy Maratońskiej 3 od około sześciu lat. Podwyżki czynszu były dla nas bardzo dotkliwe. A z drugiej strony jest miejscowa wspólnota mieszkaniowa, która część swoich kosztów ogrzewania przerzuciła na właścicieli sklepów. To było po kilka złotych od metra kw. W związku z tymi podwyżkami musieliśmy zwolnić pracownika, bo już nie było nas stać jego utrzymanie. Staramy się utrzymać ten biznes mimo kryzysu - mówi właściciel sklepu kosmetycznego.
Część przedsiębiorców połączyła siły i prowadzi małe sklepiki na jednej powierzchni - tak jest ze sklepem bieliźniarskim, obuwniczym i piekarnią.
Przedsiębiorcy próbują walczyć z kryzysem i dotkliwymi podwyżkami czynszu. Jednak to nie jedyny ich problem. Pozyskanie klientów utrudnia zamknięty dojazd do budynku oraz brak rewitalizacji terenu przed pawilonami.
- Czynsze czynszami, ale nikt tu nic nie robi, żeby poprawić wizerunek powierzchni przed sklepami. Nie jest zadbany park, plac zieleni, gdzie samochody stoją. Największy spadek obrotów odnotowaliśmy, gdy zamknięto wjazd od ulicy Pawiej. Dużo klientów, którzy podjeżdżali do nas, zrezygnowało. Wpływ na to miało też zlikwidowanie małego targu - mówi jeden z najemców.