Zacznę od zastrzeżenia – nie jestem lokalnym patriotą. Mieszkając w Kielcach, Warszawie czy Amsterdamie, pewnie tak samą interesowałbym się historią swojego miasta i pewnie żyłoby mi się tak samo, a może i lepiej. Więc na Radom nie patrzę jak na ósmy cud świata. Ale niezmiernie denerwuje mnie nieustanne plucie i naśmiewanie się z tego miasta. Radom wad ma sporo, ma też zalety, nie rożni się w tym względzie od innych polskich miast. Tymczasem w niezliczonych komediach i kabaretowych tekstach słyszę, że w Radomiu to, w Radomiu tamto, tak jakby rzeczywiście była to jakaś żałosna dziura zabita dechami, gdzie panuje wyłącznie obciach i badziewie, a duch Barei unosi się nad wodami. Ustalmy: duch Barei owszem, dziś się unosi, ale nad całą Polską.
Jesli chodzi o tę nieszczęsną wigilię na deptaku – napoje były postawione w ramach prezentu. Na stole nie było nawet kubeczków. Jak niby mieli pić ludzie oranżadę z półtoralitrowych butli? Z gwinta? Czy radomianie mogli brać te napoje z wiekszą powściągliwością, kulturą, spokojem? No mogli. Tylko, że nie różnią się oni w tym względzie niczym od mieszkańców Warszawy czy Nowego Jorku – stadny instynkt to siła niezwykła, wystarczy się o tym przekonać, oglądając filmiki z otwierania marketów na całym świecie.
Ostatnio w jakimś radiowym programie w ogólnopolskiej stacji usłyszałem - jako podsumowanie rozmowy o transporcie lotniczym w Polsce – że "nawet w Radomiu powstaje port lotniczy, he, he". Nie rozumiem tego.
Ale co się dziwić chamstwu jakiegoś dziennikarza z Warszawy, kiedy sami radomianie swojego miasta generalnie nie lubią. Zdziwiło mnie to, z jaką radością lokalne media podchwyciły temat "obciachowej" Gwiazdki. Zdjęcie "chytrej baby" (wykonane zresztą przez naszego fotografa w ramach – po prostu - pokazania wigilii na deptaku) w niezliczonych przeróbkach i multiplikacjach obiegło Internet i razem z filmem na youtubie trafiło na radomskie portale. Jest fun, jest klikalność... ja to rozumiem. Ale czy naprawdę było warto?
Sebastian Równy
.