Fabryka Łączników w Radomiu była do niedawna jednym z największych zakładów w Polsce, produkującym łączniki żeliwne. W tej chwili to firma w stanie upadłości. W 2010 roku Skarb Państwa sprywatyzował zakład. Sprzedaż tłumaczono kłopotami finansowymi przedsiębiorstwa. Nowy inwestor po roku przeniósł siedzibę firmy do Siedlec i ogłosił upadłość. Pracę w krótkim czasie straciło około 400 osób.
Majątek Łączników od kilku miesięcy próbuje sprzedać syndyk. Pozyskane w ten sposób pieniądze miałyby zostać przekazane na wypłatę zaległych zobowiązań finansowych wobec byłych pracowników. Niestety, mimo kilku prób nie zgłosił się żaden podmiot, który byłby zainteresowany kupnem zakładu.
- W 2013 roku ogłosiliśmy trzy przetargi. Ostatni odbył się w połowie lipca. Cena majątku została wtedy oszacowana na ponad 22 mln zł. Do naszego biura nie wpłynęła ani jedna oferta. Planujemy ogłosić kolejny przetarg na przełomie listopada i grudnia. Prawdopodobnie cena zostanie obniżona i wyniesie niecałe 20 mln zł. Do tej pory udało nam się sprzedać pozostałości towaru, który był w magazynie. Pozyskane w ten sposób pieniądze są przeznaczane na utrzymanie całego obiektu. Chodzi tu m.in. o ochronę zakładu - wyjaśnia syndyk Regina Płochocka.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby sprzedanie majątku Łączników w całości, co umożliwiłoby ewentualne uruchomienie produkcji i zatrudnienie osób, które wcześniej pracowały w fabryce. Tymczasem radomska prokuratura cały czas sprawdza, czy podczas procesu upadłości zakładu nie doszło do nieprawidłowości.
- Śledztwo w tej sprawie zostało przedłużone do końca 2013 roku. Aktualnie przeprowadzana jest analiza kont bankowych i przepływu na nie środków finansowych. Po jej zakończeniu, w zależności od ustaleń, prokurator będzie podejmował dalsze działania zmierzające do ustalenia wszystkich okoliczności sprawy. Do chwili obecnej nikomu nie zostały postawione zarzuty, śledztwo prowadzone jest w "sprawie" - wyjaśnia Małgorzata Chrabąszcz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Radomiu.