Kilka tygodni temu posłanka Marzena Wróbel wysłała do prezydenta Andrzeja Kosztowniaka pismo, w którym poprosiła o wykaz nauczycieli, którzy w latach 2007 - 2014 zostali zwolnieni lub przeszli na emeryturę.
PREZYDENT NIE JEST PRORODZINNY?
- Dane, które zostały mi przesłane są porażające. Wynika z nich, że tylko w tym roku pracę straciło 48 pedagogów, którzy mieli podpisane umowy o pracę na czas nieokreślony. W 2007 roku na emeryturę przeszło 82 osoby, w 2012 - 34, a w latach 2013 - 2014 - 24. Jednak najbardziej przerażające są statystyki dotyczące tych pedagogów, którzy byli zatrudnieni na umowę o pracę na czas określony. Z informacji, które do mnie trafiły wynika, że od 2007 roku aż do teraz co roku pracę traci około 250 nauczycieli z takimi umowami. Co ważniejsze, ci ludzie są ponownie zatrudniani, ale na tych samych zasadach, co wcześniej. Po co władze miasta stosują takie zabiegi? Nie wiem. Takie postępowanie prowadzi do tego, że te osoby nie mają szans na zawodowy awans. To nie ma nic wspólnego z polityką prorodzinną, za którą opowiada się sam prezydent Andrzej Kosztowniak, jak również koalicja PiS - PSL w Radzie Miejskiej - powiedziała posłanka Marzena Wróbel.
Zdaniem parlamentarzystki władze miasta odpowiedzialne są również za zbyt liczne klasy w radomskich szkołach.
- Z pisma, które otrzymałam wynika, że w liceach ogólnokształcących w klasach uczy się średnio po 30 uczniów, a w technikach 28. Dochodzi tam do tzw. zagęszczania, a to nie jest korzystne zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli, którzy przekazują tym młodym ludziom wiedzę. Będę konsekwentnie nadal wysyłała do prezydenta pisma, w których będę domagała się odpowiedzi na najważniejsze pytania dotyczące radomskiej oświaty - oświadczyła posłanka Marzena Wróbel.
CO Z TYMI NIERUCHOMOŚCIAMI?
Przedstawicielom stowarzyszenia Radomianie Razem, które popiera Marzenę Wróbel w walce o fotel gospodarza miasta, nie podoba się polityka zarządzania nieruchomościami przez obecną ekipę Andrzeja Kosztowniaka.
- W poczynaniach tych ludzi nie ma logiki. Ostatnio miasto przekazało RTBS Administrator działkę, która jest warta 10 - 12 mln zł. RTBS nie zajmuje się teraz budownictwem komunalnym, ale komercyjnym. Miasto mogłoby o wiele więcej zarobić sprzedając ten grunt potencjalnemu inwestorowi. Z kolei w przypadku, gdy miasto chce sprzedać komuś jakąś działkę, to daje bardzo dziwne ceny. Przykład? Teren po dawnym browarze przy ulicy Limanowskiego. Na tej działce znajduje się zabytkowy budynek, z którym ze względu na obowiązujące prawo będzie trudno cokolwiek zrobić. Miasto tymczasem podzieliło całą nieruchomość na dwie części i za działkę wraz z budynkiem zażyczyło sobie kwotę 200 zł za metr kwadratowy. Natomiast za część, na której nic nie ma i można byłoby zrealizować tam jakąś inwestycję zażądało 100 zł za metr kwadratowy. Tymczasem za hektarową działkę wraz z budynkiem przy ulicy Kolberga (był tam zlokalizowany dom dziecka - przyp. red.) ustaloną cenę na poziomie 300 zł za metr kwadratowy. Gdzie tu sens? - zapytał radny Kazimierz Woźniak.
Lider Radomian Razem dodał, że miasto w dziwny sposób kupuje również tereny, które w przyszłości mogą być potrzebne. Konkretnie chodzi o działki przy ulicy Skrajnej.
- Doszło tam do takiej sytuacji, że za zlokalizowane tam nieruchomości raz zapłacono 100 zł za metr kwadratowy, a drugi za 200 zł za metr kwadratowy. Cała ta sytuacja może niepokoić. O kolejnych przykładach złego zarządzania nieruchomościami będziemy informowali podczas kolejnych konferencji prasowych - zakończył radny Woźniak.