– To co? Może strona na fejsie z propozycją rowerów miejskich w Radomiu – żeby na przyszły rok zebrać tych, co poprą pomysł?
– Poczekajmy do września, po
budżecie obywatelskim.
– Gdyby w Radomiu ludzie mieli dostęp do
roweru za parę złotych, to by był istny wysyp rowerzystów. Nie
każdy ma własny rower.
– Specjalnie nie jestem do tego pomysłu przekonany, Radom jest dużym miastem, ale u nas jest bardzo mało studentów.
– Nie patrz na ten projekt tylko przez pryzmat
studentów. Również uczniowie będą z tego często korzystać.
Zwróć uwagę, ze u nas ludzie nie mają pieniędzy, a dobry rower
kosztuje. Załóżmy – dwoje dorosłych z dwójką dzieci nie
zawsze ma pieniądze, żeby każdy miał własny rower. A czasami też
by się chcieli wszyscy na rowerach gdzieś wybrać.
– Ale to jest
inna para kaloszy.
Pewnie, drodzy czytelnicy, zastanawiacie się
teraz, co to za dialog? To fragment rozmowy z połowy 2014 roku z
członkiem Bractwa Rowerowego, którego namawiałem, aby razem zacząć
działać w sprawie uruchomienia w Radomiu roweru miejskiego. Wtedy
ówczesne władze miejskie do systemu miejskich wypożyczalni rowerów
również podchodziły sceptycznie. Głównym problemem nie była
wcale niechęć do samego pomysłu, ale brak przekonania do tego, że
mieszkańcy będą z niego korzystać Kolejnym problemem był
oczywiśie koszt wprowadzenia. Co się zatem zmieniło przez ten
czas?
Po zmianie władzy najwyraźniej przyszła zmiana mentalności.
Tym razem, choć nie bez problemów, w Radomiu coś się wreszcie
udało. Początkowo – tylko pilotażowo – mogliśmy skorzystać z
trzech stacji rowerowych. W 2015 roku, tuż przed Air Show,
uruchomiono stacje na pl. Jagiellońskim, przy dworcu i przy lotnisku
na Sadkowie. Po zakończeniu Air Show stacja zlokalizowana przy
lotnisku została przeniesiona w okolice zalewu na Borkach. Już
wtedy – mimo małej liczby i punktów, i rowerów – system
cieszył się dużym zainteresowaniem. W kolejnym roku radomianie
dopytywali, kiedy rower wróci do Radomia. Nie było to jednak takie
łatwe i w 2016 roku nie udało się uruchomić systemu. Jednak już
wtedy władze czyniły przygotowania, aby w 2017 roku nie zaliczyć
takiej wpadki. Sebastian z Bractwa Rowerowego też zmienił zdanie.
Dwa lata po naszej rozmowie już twierdził, że „dzięki systemowi
roweru publicznego Radom dołączy do czołówki miast europejskich
dbających o jakość życia mieszkańców”.
I chyba się udało, bo już w pierwszy weekend funkcjonowania systemu odnotowano prawie 3 tys. wypożyczeń. Nie obyło się bez drobnych zgrzytów. W sobotę stacja przy ul. Malczewskiego co chwila się zawieszała i resetowała. Według użytkowników dodzwonienie się na infolinię o godz. 21 było niewykonalne. Niektórzy twierdzą, że osoby starsze – niekoniecznie znające się na nowinkach – nie będą z systemu korzystać, bo za trudno. Tu jednak trzeba uspokoić – rejestracja w systemie jest banalnie prosta, a osobom starszym przecież zawsze może pomóc ktoś młodszy. Cieszyć może fakt, że od połowy 2014 roku coś się zmieniło w mentalności zarówno naszej, jak i włodarzy. Cieszy również to, że system roweru miejskiego został uruchomiony tuż przed pierwszą akcją „Co Za Jazda!”. Jeśli ktoś nie ma własnego roweru, może w kilka minut zarejestrować się w systemie wypożyczalni i śmiało wyruszyć z nami nad zalew. Wszystkich spragnionych przygody na dwóch kółkach najserdeczniej zapraszam. Wracając do roweru miejskiego... Mimo, że za nim lobbowałem, sam raczej nie będę korzystał (chyba, że okazjonalnie). Po prostu wymienię dętkę i nasmaruję po zimie moje prywatne dwa kółka. Odnośnie rozmowy przytoczonej na początku i nieprzekonanego Sebastiana z Bractwa Rowerowego, zadam pytanie: – To co, Seba, wpadniesz 9 kwietnia popedałować?