Parlamentarzyści radomskiego Prawa i Sprawiedliwości w ostrych słowach zaapelowali do premiera Donalda Tuska o pomoc dla byłych pracowników fabryki "Łączników". W opinii polityków, całym procesem prywatyzacji zakładu powinna szczegółowo zająć się prokuratura oraz Centralne Biuro Antykorupcyjne.
- Nie możemy pogodzić się z tym, że w ciągu kilku tygodni ogłoszono upadłość firmy, która radziła sobie na rynku od wielu lat. Po tym, jak władzę w fabryce przejęli ludzie ściśle związani z Platformą Obywatelską, długi zakładu drastycznie wzrosły. Później w ramach prywatyzacji sprzedano zakład "firmie krzak", która posiadała zaledwie 5 tys. zł kapitału zakładowego i funkcjonowała zaledwie od kilku tygodni. Bardzo szybko główną siedzibę przedsiębiorstwa przeniesiono do Siedlec, a po roku ogłoszono upadłość. Chcieliśmy, aby całym procesem sprzedaży zajęła się prokuratura, CBA oraz Ministerstwo Skarbu. Żadna z tych instytucji nie zauważyła znamion przestępstwa w prywatyzacji zakładu i nie chce się dalej zajmować tą kwestią - powiedział poseł Marek Suski.
- Fabrykę "Łączników" sprzedano za około 1,4 mln zł. Tymczasem syndyk majątek firmy wycenił na 37 mln zł! Dla nas to oczywiste, że całą sprawą ponownie musi zająć się prokuratura. Wielokrotnie wysyłaliśmy pisma i doniesienia do różnych instytucji, które kontrolują w Polsce prawidłowość sprzedaży państwowych przedsiębiorstw. Jak wynika z odpowiedzi chociażby CBA, wszystko zostało przeprowadzone zgodnie z prawem i dalsze kontrole zostały przerwane. Byłem wojewodą radomskim. Gdyby w podobnej sytuacji "firma krzak" chciała kupić od urzędu chociażby krzesło, to bym ją pogonił - dodał poseł Zbigniew Kuźmiuk.
Na konferencji byli obecni również byli pracownicy fabryki "Łączników". Jak zaznaczyli, większość z nich wciąż nie może znaleźć zatrudnienia.
- Nasza sytuacja jest tragiczna. Większość z nas to ludzie w wieku od 50 do 60 lat. Gdzie my teraz mamy znaleźć pracę? Kto nas zatrudni? Cały czas władze fabryki nie wypłaciły nam zaległych pensji i nagród. Średnio zakład winien jest każdemu pracownikowi od 5 do 7 tys. zł - stwierdził Janusz Skrzypek.
- Po kilku miesiącach od ogłoszenia upadłości okazuje się, że nie ma dla nas zaległych pieniędzy. A jeszcze nie tak dawno w magazynie fabryki był towar za około 8 mln zł. Przyjechało kilka ciężarówek i szybko całość zabrano. Później tłumaczono nam, że zrobiono to na polecenie komornika. Ale czy ktoś sprawdził, czy to była prawda? Nikt z nas nie widział żadnych dokumentów, które by to potwierdziły. Nagle dowiedzieliśmy się, że fabryka ma długi, a przecież z miesiąca na miesiąc przybywały nowe zamówienia - dodał Roman Nosek.
- I tak właśnie wyglądają cuda Tuska. Fabryki nie ma, a 400 osób straciło pracę. Apelujemy jeszcze raz do rządu oraz marszałek Ewy Kopacz o ponowną kontrolę całego procesu prywatyzacji "Łączników". Radom powoli staje się gospodarczą pustynią. Jeśli tego nie zmienimy, to wkrótce grozi nam katastrofa - oświadczył poseł Marek Suski.
