"Uczniowie kiedyś ze średnią ocen powyżej 4, uczą się teraz na ocenach dopuszczających, zachowanie klas jest skandaliczne. Nauczyciele nie radzą sobie z problemem. Nagminne jest palenie papierosów w szkole, samowolne wychodzenie uczniów poza obręb budynku w czasie przerw i zajęć lekcyjnych. Wokół szkoły pojawili się dilerzy narkotykowi - nagminnie stoją na rogatkach i za budynkiem szkoły. Nauczyciele twierdzą, że nic się nie da zrobić" - czytamy w liście.
Autor twierdzi, że powodem takiej sytuacji jest przyjęcie do klas trzecich grupy nowych uczniów ze zlikwidowanych placówek. "Dyrekcja szkoły przyjęła młodzież z placówek wychowawczych dla dzieci “trudnych”, z problemami"– czytamy. - "Dlaczego poświęcono dobre dzieci i reputację szkoły, aby przyjąć kilkunastu uczniów z problemami?".
Rodzice do pedagoga i kuratora
Jak informuje nas przedstawiciel rodziców, o trudnej sytuacji w szkole opiekunowie próbowali rozmawiać z pedagogiem szkolnym. Informację o podejrzanych osobach kręcących się w okolicy szkoły przekazali na policję. Interweniowali również w Kuratorium Oświaty, gdzie dowiedzieli się, że „przyjęcie trudnych dzieci do tej placówki leżało w gestii dyrekcji szkoły”.
Dorota Sokołowska, dyrektor radomskiej delegatury Kuratorium Oświaty przyznaje, że dopóki nie doszło do złamania przepisów prawa oświatowego, kuratorium nie może interweniować. Zaznacza jednak, że w przypadku nie radzenia sobie z trudną sytuacją w szkole, dyrekcja ma prawo wystąpić do miasta o dodatkowe fundusze np. na zatrudnienie dodatkowego psychologa, czy szkolenie dla nauczycieli.
Uczniów nie kilkunastu, tylko... dwóch
Dyrektor PG nr 10 Mirosława Ruta dementuje informacje o nowej, dużej grupie uczniów, która dołączyła do klas trzecich na początku roku szkolnego. - Na prośbę matki przyjęliśmy jednego chłopca z naszego rejonu, który do tej pory uczęszczał do innego gimnazjum. Powrócił do nas również drugi chłopiec, który w ubiegłym roku uczył się przez trzy ostatnie miesiące w PG 9. Innych przyjęć nie było – informuje dyrektorka.
Dyrektorka wyraża ubolewanie, że rodzice tego rodzaju problemów nie próbują załatwiać bezpośrednio z nią. Przyznaje, że w jej szkole - tak jak w innych - są problemy z młodzieżą w wieku gimnazjalnym.
- Szczególnie starannie obserwujemy grupkę naszych uczniów, która sprawia problemy wychowawcze. Na bieżąco odbywają się rozmowy z uczniami, rodzicami, psychologiem i pedagogiem szkolnym, w których ja sama również często uczestniczę – mówi Mirosława Ruta. - Raz w miesiącu zbiera się Grupa Wsparcia, składająca się z przedstawicieli Policji, Straży Miejskiej, pedagoga, psychologa, dyrektora, wychowawcy, rodzica i ucznia sprawiającego kłopoty, jako środek pomagający w rozwiązywaniu problemów.
Mirosława Ruta podkreśla, że szkoła jest monitorowana, a wejścia zamykane. Od dwóch lat nawet podczas zajęć lekcyjnych, nauczyciele którzy w tym czasie mają „okienko”, sprawdzają korytarze i toalety. Wszyscy pracownicy szkoły są wyczuleni i obserwują podejrzane osoby, kręcące się w okolicy.
- Mieliśmy takie niepokojące obserwacje i były one zgłaszane odpowiednim służbom. Zależy nam na dobrej współpracy szkoły z rodzicami. Jesteśmy otwarci na rozmowę i rozwiązywanie problemów. Wychowywanie to trudny, długi proces. Problem nie zniknie po jednej rozmowie, jak niektórym może się wydawać – wyjaśnia Mirosława Ruta.