Żeby ten szpital naprawdę dobrze funkcjonował, trzeba go zamknąć, personel wyrzucić, dokonać inwentaryzacji i posprzątać, przyjąć nowych ludzi. Ale na to potrzeba pieniędzy i świeżych kadr. Same pieniądze problemu nie rozwiążą, bo kto wie, czy by tego nie rozkradli. Bo skoro jest tak źle, pieniądze są marne, to pracę można zmienić. A skoro ktoś jednak pracuje, a raczej robi wszystko żeby robić najmniej, to mu to odpowiada. Po prostu prawda jest taka, że część personelu kalkuluje sobie tak: skoro tu płacą 2 tysie za nic nierobienie, to po co mam iść do innej pracy za 2800 i tam robić 8 godzin? I siedzi taka piguła, nic nie robi i jeszcze ma pretensje do pacjentów że potrzebują pomocy. Bo w tym momencie psuje jej się kalkulacja - musi robić za 2 tysiące. Żeby system opieki medycznej funkcjonował dobrze, musimy zwiększyć dwukrotnie (!) nakłady, czyli wprowadzić do systemu ekstra 70 mld złotych. I to rocznie waloryzując o inflację! Mamy za mało pieniędzy, za mało kadr i za mało absolwentów kierunków lekarskich. Co to dla nas oznacza? Że potrzebujemy budowy od nowa całego systemu opieki medycznej. Co z tego, że damy więcej pielęgniarkom skoro one zaraz przejdą na emeryturę? A ile z nich, będąc dobrze wynagradzana, zmieni swoje postępowanie i zacznie solidnie pracować? Niezbyt dużo! Bo większość z nich przystosowana jest do metod pracy podanych wyżej. One tylko wezmą pieniądze i tyle z tego będzie. Co z tego, że dofinansujemy szpitale, skoro nie będzie w nich lekarzy? To jest system naczyń połączonych.