Całe to bajdurzenie o "zrównoważonym transporcie" bierze się z tzw "Agendy 2030" wprowadzanej na siłę przez wszystkie Rządy. A ma ona na celu między innymi "wprowadzenie szeregu podwyżek (według założeń mają ograniczyć ubóstwo), ograniczenie prawa własności (działanie ma przyczynić się do... eliminacji głodu), narzucić Polakom wymianę pieców (początkowo przy partycypacji finansowej państwa, później już bez niej), zakazać poruszania się samochodami spalinowymi po centrach miast, zaprowadzić politpoprawną indoktrynację na modłę ONZ i zaprzęgnąć całe społeczności do działalności na rzecz Agendy 2030, wdrożyć dość tajemniczo brzmiące „zwiększenie opieki instytucjonalnej nad dziećmi”, ograniczyć możliwości zatrudniania ludzi na umowy inne niż pełnoetatowe (sic!), czy jeszcze podwyższyć opłaty parkingowe! Nie brakuje też oczywiście zapewnień realizacji celów dotyczących „zmian klimatycznych”.