Artykuł pochodzi z tygodnika " Do Rzeczy " nr 41/2014 pt. "Dwaj Panowie G " strona 9 -
" Wielka czystka w radomskim PiS.
Sam prezes Jarosław kazał wyrzucić
z partii pięciu prominentnych
dygnitarzy – w tym szefa miejscowych
struktur, wiceprezydenta miasta i jakichś
tam radnych. A jak wiadomo, Radom to
PiS-owska stolica Polski. Prezydent miasta
Andrzej Kosztowniak przyleciał w te
pędy do Warszawy, aby błagać Jarosława
o miłosierdzie. Warował przed gabinetem
prezesa osiem godzin. Udało mu się
uratować jednego tylko z wyrzuconych
radnych. O co poszło? O poważną politykę.
Źli ludzie mówią, że o przekręty z gruntami
miejskimi, czym zainteresowani ponoć są
już siepacze z CBŚ czy innego CBA. Pierwszy
wniosek z tej historii jest taki, że ludzie
z radomskiego PiS to poważne osoby, bo co
to za samorząd, gdzie nie ma przewałów.
To dobra wiadomość dla radomian. Zła jest
taka, że prezydent Kosztowniak nie jest
osobą wytrwałą. Łatwo bowiem obliczyć, że
gdyby poczekał przed gabinetem jeszcze 32
godziny, to uratowałby całą piątkę.
Osoby nieodpowiedzialne opowiadają,
że oszczercze podejrzenia padły
też na prezydenta Kosztowniaka.
I był nawet w PiS pomysł, aby wycofać go
z wyborów. Zastąpić go miała – yes, yes,
yes – Marzena Wróbel. Niestety, już za
późno na takie zmiany. Smuteczek. "