Jeszcze nigdy z taką łatwością nie kontaktowaliśmy się z bliskimi, którzy przebywają na drugim krańcu świata. Jeszcze nigdy praca w domu przed komputerem nie była porównywalna do tej, którą wykonują nasi koledzy w biurze. Opłacenie rachunków przez Internet? Żaden problem. Zakupy w wirtualnym markecie z dostawą do domu? Łatwizna. Oglądanie zdjęć dokumentujących prywatne życie przyjaciół? W czasie rzeczywistym dowiemy się, co właśnie jedzą na obiad. Urozmaicenie życia towarzyskiego, zawieranie nowych damsko-męskich znajomości? To dopiero nęci…
Zaczyna się całkiem niewinnie, bo przecież rozmowa w sieci z nieznajomym nic nie znaczy. Czyżby…? Rzecz ma się o zdradzie i wpływie, jaki na to zjawisko ma wirtualna sieć. Ta coraz częściej niespodziewanie wkracza do rzeczywistości dwojga, mogłoby się zdawać, zakochanych w sobie ludzi. Początkowo świeżo nawiązana wirtualna znajomość, może wydawać się błahostką, urozmaiceniem codzienności lub oderwaniem od problemów trawiących związek.
Nie tak dawno media szumne ogłosiły, że co trzeci rozwód jest związany z, jakże popularnym i wręcz niezastąpionym w życiu wielu z nas, Facebookiem. Należałyby do niego dorzucić inne portale społecznościowe oraz serwisy randkowe. Można by rzec, że tego typu skupiska globalnej społeczności to samo zło, źródło rozwodów, separacji oraz zdrad… Ale czy, aby na pewno to właśnie portale są temu winne? Baczny obserwator może spostrzec tendencję skłaniającą się ku temu, aby za wszelkie niepowodzenia w związkach, obwiniać właśnie wirtualne media.
Tymczasem prawda jest taka, że to od partnerów zależy czy łączące ich relacje będą trwałe i odporne na wszelkie kryzysy. Pierwsze zauroczenie, wzajemna fascynacja, poczucie bezpieczeństwa, atrakcyjność, pożądanie są uczuciami ulotnymi. Nie będą trwały wiecznie, jeśli dwoje zakochanych w sobie ludzi nie będzie stale pielęgnowało, tych jakże ważnych składników relacji damsko-męskich.
Właśnie w oparciu o te uczucia tworzymy związek. Można stwierdzić, że stanowią one fundament zbudowany z różnych elementów. Każdy z nich jest tak samo ważny, każdy też wymaga odpowiedniej troski i pielęgnacji. Jeżeli jedna z tych cząstek umyka uwadze parterów, to z czasem prowadzi to do znudzenia, wzajemnych pretensji, poczucia pustki oraz osamotnienia. I dopiero w tym momencie, a więc na samym końcu, pojawia się cała rzesza portali randkowo-społecznościowych, które mogą stać się swoistym przypieczętowaniem rozpadu fundamentu, na którym stoi związek. Pielęgnacja związku należy do obowiązku dwóch osób. Jeżeli jedna z nich nie wykaże chęci naprawy problemu, to nie powinna dziwić się, że parter bądź partnerka może zacząć szukać „szczęścia”, np. w sieci.
No tak, ale co z rzeszą osób, które w swoim słowniku nie posiadają słowa „monogamia”, a polowanie na zdobycz nie jest wynikiem zaniedbań w związku, lecz stylem bycia tzw. wiecznego podrywacza lub notorycznej uwodzicielki? Proszę wierzyć, że jest ich całe mnóstwo. No cóż. W tym przypadku równie dobrze tacy „łowcy” mogą wyjść do sklepu po chleb i nawiązać romans czekając w kolejce do kasy. Zabranie komputera, izolacja od Internetu, zakazy i nakazy, nic nie dadzą. Jeżeli ktoś ma tendencje do zdrady, to zawsze znajdzie sposobność ku temu, aby nawiązać flirt. Facebook paradoksalnie może pomóc tym zdradzanym w szybszym dotarciu do prawdy o drugiej osobie. To z kolei może przyczynić się nam do wyzwolenia z toksycznego związku i jednocześnie stać się szansą na poznanie prawdziwej drugiej połówki, pozbawionej „genu notorycznego uwodziciela lub uwodzicielki”.
