Patriotyczny Rajd Pojazdów Klasycznych i Zabytkowych Radom - Niedabyl – Radom ruszył w sobotę 5 kwietnia, w hołdzie pułkownikowi Dionizemu Czachowskiemu, który urodził się w właśnie w Niedabylu, 6 kwietnia 1810 roku. Impreza odbyła się w ramach ogólnopolskiego, autorskiego projektu Roberta Grudnia "Każdemu marzy się wolność". Organizowali ją: Remigiusz Kutyła, Artur Rembowski, Ewa Kutyła, Stanisław Wolanin.
W zabytkowych pojazdach uczestnicy przejechali 135 km na trasie Radom - Bukówno – Radzanów - Sucha Szlaczecka - Niedabyl – Stromiec. Startowali z placu 72 Pułku Piechoty przy mauzoleum Dionizego Czachowskiego.
W
latach 60 XIX wieku Radom był stolicą województwa sandomierskiego. Jak
w innych częściach kraju, nastroje patriotyczne najsilniejsze były tutaj
wśród młodzieży. Organizowała ona tajne kółka kształcenia, kultury
fizycznej - w prywatnych mieszkaniach uczono się historii własnego
kraju, ćwiczono musztrę i fechtunek.
W czerwcu 1862 r. w Warszawie ukonstytuował się tajny organ kierowniczy
obozu czerwonych - Komitet Centralny Narodowy. Z jego ramienia przed
wybuchem powstania karabiny z Niemiec i Belgii sprowadzał do Polski
Marian Langiewicz. 9 stycznia 1863 r. został on mianowany dowódcą
województwa sandomierskiego, a cztery dni później przybył pod fałszywym
nazwiskiem do Radomia. Początkowo planował uderzyć na wszystkie załogi
rosyjskie na terenie województwa. Jednak biorąc pod uwagę szczupłość sił
powstańczych oraz to, że w mieście stacjonowało ok. 1200 doskonale
uzbrojonych żołnierzy rosyjskich, Langiewicz zdecydował o zaatakowaniu
mniejszych oddziałów nieprzyjaciela.
Krwawy starzec
Zaraz po wybuchu powstania Langiewicz ze swymi oddziałami uderzył na
Szydłowiec, Bodzentyn oraz Jedlnię. Powstańcy zajęli Suchedniów, Iłżę
i Ostrowiec. Langiewicz w klasztorze w Wąchocku zgromadził około 1400
ludzi, założył kancelarię sztabową, drukarnię i fabryczkę broni. Tam
dołączył do niego Dionizy Czachowski, przejściowo szef sztabu u
Langiewicza i dowódca jednego z batalionów.
W Radomiu Rosjanie
skoncentrowali siły pod dowództwem generała Marka i ruszyli przeciw
Langiewiczowi. Ten wyruszył więc na Kielecczyznę i Małopolskę. W walkach
tu prowadzonych niemałą rolę odegrali mieszkańcy ziemi radomskiej.
Czachowski (o jego związkach z Radomiem wiemy tyle, że prawdopodobnie
skończył gimnazjum pijarskie w Radomiu, był też - w czasie powstania –
mieszkańcem woj. sandomierskiego) dzielnie walczył u boku Langiewicza
i osłaniał jego odwroty. Po przejściu Langiewicza do Galicji
i internowaniu przez Austriaków, Czachowski został dowódcą wojsk
powstańczych w województwie sandomierskim.
Poczynał sobie dzielnie.
Odnosił zwycięstwa (pod Stefankowem, Jeziorkami i Rzeczniowem), dzięki
czemu zyskał sobie ogromną popularność i szacunek rodaków. Na terenach
regionu radomskiego ludzie zaczęli nazywać go „polskim królem”.
Przyczyniały się też do tego surowość Czachowskiego wobec własnych
i żołnierzy i bezwzględność wobec wroga. Konsekwentnie realizował on
bowiem akcje odwetowe na armii carskiej za pacyfikacje opuszczonych
przez powstańców miejscowości. Na szpiegach wykonywał kary śmierci.
Dlatego Rosjanie mówili o nim „krwawy starzec”.
W tym czasie
rosyjskim naczelnikiem Radomskiego Oddziału Wojennego był Aleksander
Uszakow, który w Radomiu stosował terror. Znany jest list, jaki
Czachowski wystosował do Uszakowa: „Szanowny kolego! Gdy wojsko polskie
opuściło Grabowiec, zajęło go wojsko moskiewskie i dopuściło się tam
morderstw, zabiwszy kilku bezbronnych mieszkańców i poraniwszy
zgrzybiałego proboszcza. Otóż według Pisma Świętego ząb za ząb, oko za
oko. Od tej chwili oznajmiam ci pod słowem honoru, że każdego żołnierza
carskiego, który się dostanie w moją niewolę, bez pardonu wieszać
będę!”.
W maju 1863 r. Czachowski pobił jeszcze Rosjan pod
Białobrzegami. Potem stoczył bitwy pod Bukownem w okolicach Przytyka,
pod Rusinowem, pod Rudą Przysuską. Wreszcie, z dwóch stron napierany
przez dowódców rosyjskich: Ernrotha z Radomia i Czengierego z Kielc,
poniósł klęskę pod Ratajami i rozpuścił swój oddział pod Wąchockiem.
Dogorywanie powstania
Po upadku Rządu Narodowego czerwonych, 17 października 1863 r. dowódcą
powstania został Romuald Traugutt. Na czele wojsk Sandomierskiego
i Krakowskiego stanął generał Józef Hauke-Bosak. Dysponował ok. 1200
żołnierzami.
W tym okresie Dionizy Czachowski przeszedł Wisłę na
czele uformowanego w Mielcu oddziału, składającego się z ok. 650 ludzi.
Niestety został rozbity. Z resztką ludzi 5 listopada przeszedł Wisłę pod
Solcem, kierując się na Lipsko.
Tutaj 6 listopada zaskoczyli go dragoni rosyjscy. Czachowski poległ pod Jaworem Soleckim.
Rosjanie wywieźli jego zwłoki do Radomia. Generał Uszakow kazał je
wystawić na widok publiczny w koszarach w Radomiu. Potem ciało
Czachowskiego wydano rodzinie. Na rozkaz władz rosyjskich polski bohater
został pochowany na cmentarzu wiejskim w Bukównie. Dopiero w 1937 r.
jego prochy przewieziono do Radomia i pochowano w mauzoleum przed
kościołem ojców Bernardynów. W setną rocznicę powstania styczniowego
odrestaurowano zniszczony podczas II wojny światowej grobowiec
i umieszczono go na placu przy ulicy Malczewskiego, gdzie stoi do dziś.
Ale wracając do jesieni 1863 r. Generał Hauke-Bosak przez dłuższy czas
wymykał się z rosyjskich zasadzek. Zajął nawet Opatów, wygrał pod
Szczekocinami i Ociesękami. Jednak 16 grudnia podczas przeprawy przez
rzekę Kamienną Rosjanie zaskoczyli oddziały Hauke-Bosaka i jego szefa
sztabu pułkownika Zygmunta Chmieleńskiego. Chmieleński dostał się do
niewoli. Rosjanie przewieźli go do Radomia, wkraczając do miasta przy
wtórze orkiestry. 23 grudnia Chmieleński został publicznie rozstrzelany
na radomskim rynku.
Ogółem między majem 1863 a październikiem 1864 r. stracono w Radomiu 41 uczestników powstania.
W porównaniu z innymi województwami walki w Sandomierskiem trwały
dłużej niż na innych ziemiach objętych powstaniem. Cały czas młodzież
uciekająca z Radomia wstępowała do partyzanckich oddziałów, jednak
wiadomo już było, że powstanie jest skazane na klęskę.
Rosjanie
tropili i wykańczali poszczególne oddziały. Ostatnim z nich była grupa
niejakiego Malinowskiego, która walczył jeszcze pod Smolanką
i Garwolinem. Po każdej potyczce oddział topniał, aż został zmuszony do
samorozwiązania. Tak zakończyły się walki w województwie sandomierskim.