"Frank", reżyseria: Lenny Abrahamson; scenariusz Jon Ronson, Peter Straughan; obsada: Domhnall Gleeson, Michael Fassbender, Maggie Gyllenhaal, Scoot McNairy, François Civil, Tess Harper; produkcja: Wlk. Brytania/Irlandia [2014]; czas trwania: 95 min.; od lat: 15
Michael Fassbender – po wielkich kreacjach we „Wstydzie”, „Bękartach wojny”, czy „Zniewolonym” – po raz pierwszy występuje w komediowej roli, którą udowadnia jego niebywały talent i wszechstronność. Tym razem wciela się w postać tytułowego Franka, charyzmatycznego lidera muzycznego zespołu. Każdy chciałby go bliżej poznać, jednak nie jest to takie proste. Frank chowa bowiem twarz pod wielką maską, której nigdy nie zdejmuje – ani przed fanami, ani przed najbliższymi, Co chce ukryć ten niezwykły człowiek i genialny muzyk? Czy komuś uda się odkryć jego tajemnicę i prawdziwe oblicze? Pewnego dnia Frank i jego zespół przyjeżdżają zagrać koncert w małym nadmorskim mieście, gdzie mieszka Jon (Domhall Gleeson). Ten trzydziestolatek ma śmiertelnie nudną pracę i wciąż mieszka z rodzicami, jednak nie pogodził się jeszcze z losem – w każdej wolnej chwili próbuje komponować piosenki i pielęgnuje marzenie o muzycznej karierze. Szczęście uśmiecha się do niego w najmniej spodziewanym momencie, gdy na skutek przypadku Frank i jego szalona partnerka Clara (Maggie Gyllenhaal) proponują mu, by dołączył do ich zespołu. Warunek jest tylko jeden: Jon musi porzucić wszystko i zaszyć się z nimi na pustkowiu, by wspólnie nagrać najbardziej szalony i bezkompromisowy album w historii muzyki. Wygląda na to, że spełnienie marzeń chłopaka jest na wyciągnięcie ręki, ale nie przypuszcza on nawet jak ciężką walkę przyjdzie mu o nie stoczyć.
GŁOSY PRASY
Kultowe kino! Kto jeszcze nie uwierzył w geniusz Fassbendera, uwierzy gdy zobaczy go w roli Franka. - "Time Out".
Wspaniała komedia - pełna muzyki, oryginalna i totalnie zwariowana. - "Variety".
Zaczyna się jak szalona komedia, ale z czasem oraz za sprawą genialnej roli Fassbendera trudno powstrzymać łzy wzruszenia. Ten film rządzi.- "Playlist".
Najlepszy film na festiwalu w Sundance. - "The Daily Beast".
„Frank” sprawdza się zarówno jako kino dla wyrobionego widza, jak i filmowy pop dla szerokiej widowni. - "The Guardian".
Kompletnie zwariowana, ale też wzruszająca komedia o skutkach ubocznych bycia bezkompromisowym geniuszem. - "Empire"
JAK POWSTAWAŁ FILM
Frank, którego scenariusz napisali Jon Ronson (Człowiek, który gapił się na kozy) i Peter Straughan (Szpieg), to historia fikcyjna, ale zainspirowana postacią Franka Sidebottoma, będącego alter ego kultowego brytyjskiego muzyka oraz legendy sceny komediowej Chrisa Sieveya. Scenarzyści przyznają, że kilka faktów pożyczyli też od takich muzycznych outsiderów jak Daniel Johnston, czy Capitan Beefheart. A sam pomysł przyszedł pewnego dnia do głowy Ronsona, grającego swego czasu na klawiszach w zespole Sidebottoma. Reżyserią zajął się Lenny Abrahamson, który poprzednimi filmami udowodnił, że świetnie opowiada historie, w których centrum znajdują się postacie dziwaczne, nietypowe. W jego rękach zyskują one zdolność porywania publiczności. Tytułowy Frank był więc dla niego wymarzonym bohaterem, podobnie zresztą jak Jon, z którego perspektywy obserwujemy wydarzenia.
- Jon jest zabawny ponieważ ma w głowie obraz samego siebie, który w niewiarygodny sposób odbiega od tego, jak jest w rzeczywistości i od tego, co widzimy – tłumaczy Abrahamson. – Ale też potrafimy go zrozumieć. Sami chcemy posiadać (nawet oszukujemy się, że naprawdę posiadamy) umiejętności i talenty, których nam brakuje. Większość z nas jest tego świadoma i unikamy sytuacji, w których nasze fantazje musiałyby skonfrontować się z faktami, ale w filmie Jon wyrusza w podróż, w której właśnie tego będzie musiał dokonać. - Trudno włożyć ten film do jakiejś szufladki – mówi reżyser. – Z jednej strony jest bardzo zabawny, z fragmentami wręcz slapstickowymi. Ale są w nim też bardziej subtelne, mroczniejsze i poruszające tony. Frank jest zarówno prawdziwą, skomplikowaną wewnętrznie postacią, jak i bohaterem wyjętym wprost z kreskówki. Jego głowa, z tym niezmiennym wyrazem twarzy na niej wyrysowanym, stanowi dla Jona rodzaj czystej kartki, na którą projektuje on swoje dość stereotypowe wyobrażenie o tym, czym jest kreatywność. Sam Jon jest na początku groteskową postacią prosto z głupiej komedii, ale szybko okazuje się, że jest w nim dużo więcej.