- By rozpocząć pracę w zawodzie aktora, można iść na casting albo skończyć szkołę filmową. Ja wygrałam casting do filmu Wajdy "Korczak" i to całkiem przypadkowo. Było to w 1989 r. Jedna z dziewczynek odmówiła wykonania polecenia reżysera, więc ja niewiele myśląc powiedziałam, że zrobię to za nią. Miałam przebiec jakiś kawałek drogi i upaść. Na castingu trzeba pokazać siebie od najlepszej strony, być przygotowanym i zdeterminowanym. W USA jeden z profesorów powiedział: "Praca w filmie ma poszerzyć waszą wyobraźnię. Jeśli wyobrażę sobie słonia srającego rowerami, to wy macie zapytać się, jakiego koloru mają być te rowery, a nie, że to nie jest możliwe". Dlatego ważne są castingi i to, co się na nich pokaże. Należy być kreatywnym, mieć szeroką wyobraźnię, być nietypowym.
Czy po szkole filmowej łatwiej znaleźć pracę w zawodzie?- W szkole możesz przejąć zachowania od profesorów, wykształcić w sobie manierę. A często zdarza się tak, że reżyser chce kogoś nowego, świeżego, naturalnego, bez nauki w szkole. Zdawałam do szkoły filmowej, ale zrobiłam błąd. Wybrałam tekst dla kobiety doświadczonej życiowo, a ja miałam wtedy zaledwie 20 lat. Byłam niewiarygodna.
Jak przygotować się do roli?- Trzeba bardzo dokładnie poznać postać, jaką się będzie grać. W tasiemcach jak "M jak miłość" to trudniejsze zadanie niż przy filmach. By zagrać bokserkę w serialu "Prosto w serce", musiałam ćwiczyć 3 miesiące. Praca aktora polega na czerpaniu z własnych doświadczeń. Nie muszę zabić człowieka, by wiedzieć jak mogę się wtedy czuć. Poza tym trzeba się nauczyć tekstu, po prostu go wkuć. Wiadomo - aktor jest do grania, jak dupa do srania.
Jak wywołać płacz?- Są różne sposoby. Warto przypomnieć sobie jakieś traumatyczne wydarzenie, które przeżyliśmy, które nas wzrusza. To grzebanie w ranie. Ale na planie liczy się czas, więc często stosuje się glicerynę, mentol, patrzenie w lampę, sól fizjologiczną.
Jak było w szkole w USA?- Byłam tam rok. Chciałam zdobyć więcej doświadczenia. Początki były trudne. Stałam 6 godzin w kolejce po wizę. Powiedziałam urzędnikowi konsulatu, że jeśli Brad Pitt mnie zatrudni, to wtedy mogę zostać w USA i pracować. Urzędnik wyszedł na chwilę. Kiedy wrócił, powiedział, że rzeczywiście mogę się spodobać Bradowi Pittowi i dlatego nie dostałam wizy. Dostałam wizę za drugim razem.
Jak wygląd debiut teatralny Anny Muchy?- O mało co, a nie byłoby tego debiutu. Tak się stresowałam, że często korzystałam z toalety. Aż wreszcie się w niej zacięłam. Waliłam w drzwi, ale nikt mnie nie słyszał. Na szczęście tuż przed moim wejściem ktoś wreszcie mnie uwolnił. Wbiegłam na scenę i zaczęłam grać.
Po imprezie Anna Mucha udzieliła serwisowi cozadzien.pl krótkiego wywiadu na temat kina offowego i Kameralnego Lata w Radomiu.Mieliśmy okazję zobaczyć pani debiut reżyserski. To film offowy pt. "Wędrowcy". Co jest trudniejsze: bycie reżyserem, czy bycie aktorem?- Trochę jest tak, że reżyser bierze odpowiedzialność za cały film, a aktor jest o tyle w komfortowej sytuacji, że zawsze może powiedzieć, że reżyser kazał mu zagrać tak a nie inaczej. Ale z drugiej strony to aktor pokazuje swoją twarz, podpisuje się pod filmem, "świeci twarzą".
Czy reżyser offowy ma szansę zaistnieć na rynku?- Trzeba być wytrwałym. Dzisiaj są festiwale, które ułatwiają wybicie się z tłumu, pokazanie swojego filmu szerszej publiczności. Dla mnie to ważne i interesujące, kiedy spotykam się z młodymi twórcami, oglądam ich filmy, rozmawiamy na ich temat. Być może któryś z tych młodych reżyserów zaproponuje mi grę w filmie offowym?
Jak Pani postrzega nasze miasto i Kameralne Lato?- W Radomiu mam szansę spotkać się z ludźmi, którzy lubią film, lubią o nim słuchać, oglądać go. To typowo merytoryczne rozmowy w kameralnym gronie. Chciałabym, żeby Kameralne Lato rozrastało się. Szkoda, że filmów offowych prezentowanych podczas Kameralnego Lata nie oglądamy w sali kinowej. Zachowalibyśmy wtedy magię kina.