
Krzysztof Ferek (z piłką) w ostatnim pucharowym meczu z Energetykiem Jaworzno, był najskuteczniejszym siatkarzem na boisku. (fot. Michał Sołśnia)
W ostatnim ligowym meczu z Energetykiem Jaworzno, wyszedłeś w podstawowym składzie. Niestety, nie wszedłeś za dobrze w mecz, w skutek czego zostałeś zmieniony już w trakcie pierwszego seta. Natomiast w niedzielnym, pucharowym meczu z tą samą drużyną, zagrałeś całe spotkanie oraz byłeś najskuteczniejszym siatkarzem na parkiecie. Jak ocenisz ten dwumecz z zespołem z Jaworzna?
Krzysztof Ferek (Czarni Radom): Na pewno była większa mobilizacja z mojej strony w niedzielnym, pucharowym meczu z Energetykiem, niż jak patrzyłem z boku, stojąc w kwadracie dla rezerwowych w sobotnim meczu. Co do drugiego spotkania z Jaworznem, podeszliśmy do meczu bardzo skoncentrowani i wynik wskazał, że zagraliśmy dobre spotkanie. Faktycznie, było dużo błędów w zagrywce z naszej strony, ale nadrabialiśmy grą w obronie i kończyliśmy ważne kontry, które budowały naszą przewagę w meczu.
Ponownie przytrafił Wam się w ten weekend "syndrom drugiego seta". W zeszłotygodniowym meczu w Ostrołęce, jak również w ostatnią sobotę z Energetykiem w drugiej partii spotkania, wkradło się w Waszą grę wiele nerwowości i niedokładności, przez co roztrwanialiście kilku punktową przewagę w jednym ustawieniu.
- Wiadomo, siatkówka jest taką grą, że najgorszym momentem dla każdej drużyny są przestoje. Jest ustawienie, w którym traci się seryjnie punkty i czasem nie da się wytłumaczyć dlaczego tak się dzieje. Może być złe przyjęcie zagrywki, albo nie ma kończącego ataku, a za chwile może być np. brak dokładnego rozegrania. Jest to typowa gra błędów. Przede wszystkim trzeba dążyć do tego, by do takich przestoi nie dopuszczać, co więcej od razu trzeba starać robić przejście, odrzucać przeciwników zagrywką od siatki, jak również być skutecznym na kontrach.
Po sobotnim meczu z Energetykiem, trener Wojciech Stępień w rozmowie z dziennikarzami, nie wyglądał na zadowolonego. Powiedział, że cieszy go zwycięstwo, jednak styl gry jaki zaprezentowaliście nie był najlepszy. Po tym meczu padły jakieś mocne słowa w szatni?
- Oczywiście, była męska rozmowa w szatni po tym ligowym spotkaniu. Uważam, że dla tych kibiców którzy wypełni halę MOSIR-u w sobotę, jak i dla nas samych ten mecz nie wyglądał za ciekawie. Gdybyśmy zagrali tak, jak kolejnego dnia w meczu pucharowym, na pewno nikt nie miałby zastrzeżeń do stylu naszej gry. Mimo, że cieszyliśmy się z wygranej wraz z kibicami, to jednak każdy z nas miał w głowie, że zaprezentowaliśmy słaby poziom gry. Dlatego w niedzielnym meczu poprawiliśmy kilka błędów i cieszy fakt, że mimo przedpołudniowej, niedzielnej pory, kibice licznie stawili się na meczu, a klub kibica mocno nas wspierał i nikt się na nas nie obraził (uśmiech).
Waszym najbliższym rywalem będzie zespół BBTS-u Bielska-Białej. Dla Ciebie, jak również dla Kamila Gutkowskiego, będzie to sentymentalny powrót, ponieważ nie tak dawno jeszcze broniliście barw tego klubu. Jak osobiście czujesz się przed tym wyjazdowym spotkaniem?
- Myślę, że hala w Bielsku nie jest ciężka i uważam, że żadnej z zespołów przyjeżdżający na tą halę, nie będzie miał problemów, aby się w niej odnaleźć. Natomiast drużyna BBTS-u jest mocnym zespołem, który w trzech kolejkach nie przegrał spotkania. Będzie to na pewno trudny mecz, jednak jedziemy z podobnym nastawieniem, jak do Będzina, czy Ostrołęki. Może czasami lepiej przed spotkaniem, nie być faworytem tylko pretendentem i zrobić jakąś niespodziankę. Uważam, że jeżeli zagramy, tak jak w Będzinie, czyli od początku narzucimy rywalowi swój styl gry oraz zagramy mocną zagrywką, która jak się okazuje jest kluczowym elementem w każdym spotkaniu, myślę że powinniśmy przywieźć punkty z Bielska.