SSANIE PALUSZKA, CZYLI KAMPANIĘ CZAS ZACZĄĆ!
W Radomiu kampania prezydencka najwyraźniej rozpoczęła się w mijającym właśnie tygodniu. Wizytą autokaru Bronisława Komorowskiego oraz – już we własnej osobie - Anny Grodzkiej, której jakiś młodzian próbował wręczyć sześć kurzych jaj i parę męskich slipów.
Jeśli rozpoczyna się tak żałośnie, to trzeba się bać, co będzie dalej. Ale z drugiej strony, póki co, u nas nikt nie biega podczas wyborczych wieców z krzesłem, ani na krzesło nie wchodzi. Nikogo też nie aresztuje policja. To widocznie takie zalety miasta prowincjonalnego.
I tak sobie pomyślałem, że może by ci wszyscy prezydenci in spe do Radomia do maja w ogóle nie przyjeżdżali... Byłby święty spokój; ani kandydaci, ani ich oponenci by się nie kompromitowali, nikt by się też nie narażał na kuksańce ochroniarzy.
I chyba nic wielkiego by nas nie ominęło.
W Aleksandrowie Kujawskim Bronisław Komorowski opowiadał ostatnio ludziom o smerfach, a w oborze w Szlachcinie koło Środy Wielkopolskiej zachęcał krowę, by possała mu palca.
Andrzej Duda zaczął kampanię od jakiejś dziwnej ustawki ze zjeżdżaniem na nartach, a ostatnio w Londynie wypytywał młode rodziny, dlaczego wyjechały do Wielkiej Brytanii.
Największym dotychczasowym osiągnięciem kampanii Magdaleny Ogórek okazało się udzielenie wywiadu. Paweł Kukiz też udzielił wywiadu - Monice Olejnik, udowadniając, że jego poglądy w sprawach polityki zagranicznej to wypadkowa chaosu i ignorancji.
Janusz Palikot pojechał ostatnio do Opola, zwiedzić miejskie targowisko i spotkać się z ludem. Niestety, plan nie wypalił, bo to akurat nie był dzień targowy. Ale skąd taki arystokrata ma o tym wiedzieć?
Adam Jarubas gra na gitarze i śpiewa. Marian Kowalski jest przypakowany. Anna Grodzka... No cóż, jej sztab nie będzie w stanie zebrać 100 tys. podpisów poparcia, więc nie ma o czym mówić. Podpisy jako pierwszy zebrał za to Janusz Korwin-Mikke. Ale jego poglądy są już świetnie znane, w końcu powtarza je od ćwierć wieku.
Więc, tak z ręką na sercu, naprawdę chcą Państwo, żeby oni wszyscy odwiedzali Radom? Prosili o ssanie palca, wypytywali, dlaczego jesteście bezrobotni, grali na gitarze, wykrzykiwali swoje hasła?
„To mnie trochę przeraża, że doszliśmy do takiego momentu, że prawie każdy może być jeśli nie prezydentem, to kandydatem na prezydenta” - powiedziała niedawno w jakimś wywiadzie Danuta Hübner, była komisarz UE.
Słowa to godne raczej ludowego komisarza. Rozumiem, że ludzie pokroju pani Hübner chcieliby decydować, kto jest godzien startować w wyborach, a kto nie.
A problem jest zupełnie gdzie indziej – że nawet ci kandydaci, którzy mają trochę oleju w głowie, muszą brać udział w cyrku; nie tylko, żeby być wybieranym, ale żeby być w ogóle zauważonym. Tu my, wyborcy powinniśmy bić się w piersi. Bo o to, że media w piersi bić się nigdy nie będą, jestem dziwnie spokojny.
O ich poziomie świadczy choćby rozmowa, jaką ostatnio dziennikarka i prezenterka jednej z największych polskich telewizji – Anna Wendzikowska usiłowała przeprowadzić z gwiazdą amerykańskiego kina Sigourney Weaver.
„Wiesz, kto to był Grotowski?” – zapytała polską dziennikarkę Weaver.
„Nie...” – szczerze odpowiedziała polska dziennikarka i – dodajmy – aktorka z dyplomem dwóch aktorskich szkół, absolwentka bądź co bądź elitarnego liceum im. Stefana Batorego w Warszawie.
„To był naprawdę największy reżyser teatralny w historii. W latach 70. i 90. Ameryka zwariowała na jego punkcie. Mój mąż pojechał do Polski jako 17-latek, żeby się uczyć u niego i to zmieniło jego życie” – tłumaczyła amerykańska gwiazda polskiej dziennikarce i aktorce...
Pora umierać, proszę Państwa, pora umierać...
