Radio Rekord Radom 29 lat z Wami Radio Rekord Radom 29 lat z Wami
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjEiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjEiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=

RÓWNY TYDZIEŃ: Już nigdy nie będzie takiego marca, czyli felieton na piątek

RÓWNY TYDZIEŃ: Już nigdy nie będzie takiego marca, czyli felieton na piątek

JUŻ NIGDY NIE BĘDZIE TAKIEGO MARCA...

(scenka rodzajowa, przedwiosenna)

Raz taki marzec w życiu Bogusia się zdarzył, gdy prawie co dzień szli drogą wzdłuż kolejowej linii i mieli w sercu wesele. Gdy szli, namokła ziemia uginała się pod stopami, a oni wdychali słodki, ciepły zapach kolejowych podkładów. I był z nimi Henio i Kulas Mareczek, i gruba Dorotka, co umarła, ze trzy lata już będzie, na nie wiadomo co.

Słońce jak drut, stało nad nimi i paliło twarz i łysiejącą na czubku głowę Bogusiową, i kołnierz jego kurtki, na którym zasiadł tłusty brud. Sunia zaś szczekała radośnie i podskakiwała, wiedząc, że pan ma w kieszeni, prócz chłodnej butelki, plastry czarnego salcesonu z grubą skórą.

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjciIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjciIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+

- Weź te suke, weź suke, bo śmierdzi i jeszcze mnie czym zarazi! - krzyczała gruba Dorotka, ale dla zasady tylko, kiedy pies skakał z radości i na nią.

A gdy tak się nachodzili, siadali pod wyschniętą gruszą, co jej nikt nie chciał od lat wycinać, siadali z pysznym widokiem na kolejowe rozjazdy.

Tej wiosny właśnie pamiętnej Kulas Mareczek położył przed sobą skórzaną torbę, tę samą, z którą przez lata co rano szedł do zakładu swego produkcyjnego, z torbą, w którą co rano wsadzał kanapki ze słoniną, torbę wytartą i solidną, i wyjął z niej półtoralitrową plastikową butelkę z przezroczystym, żółtawym płynem. A potem drugą.

- Co ty, Mareczku, oranżadę przyniosłeś? – zapytali wszyscy, a sunia poniuchała po zakrętkach.

- To spiryt, czysty spiryt, prosto z marketu, rozrobiony z miodem i cytrynką - powiedział Mareczek powoli i popatrzył tylko, jakie wrażenie jego słowa zrobią na zebranych.

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjQxIiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjQxIiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K

- Odszkodowanie wreszcie dostałem – powiedział w końcu, gdy już nasycił się ciszą.

Taki był początek pięknej wiosny, kiedy za Mareczkowe odszkodowanie pili w wesołej gromadzie spirytus rozrobiony z miodem i cytrynką, przez słoneczny marzec, dziwnie upalny kwiecień, gorący maj, czerwiec, aż do sierpnia, kiedy i pogoda się zepsuła, i mareczkowe odszkodowanie skończyło. A dostał je Mareczek, kiedyś wcale jeszcze nie zwany Kulasem, dostał je słusznie, po dziesięcioleciach pracy, po dziesięcioleciach ciężkiej harówy dla zakładu swego produkcyjnego, który żywicielem był jego rodziny, a który, gdy zmieniły się nagle czasy, na bardziej dynamiczne, chciał go podle oszukać.

Słusznie się Mareczkowi odszkodowanie należało i słusznie z przyjaciółmi najwierniejszymi, z towarzyszami swego starczego pijaństwa szedł na łąki, by wdychać ostry zapach kwiecia i ciepły, smolisty aromat kolejowych podkładów, szedł, by zasiąść pod wyschniętą gruszą, położyć teczkę, na teczce rozprostować papier, na papierze rozłożyć salceson albo kaszankę, a i baleron czasami się zdarzył, a potem puścić w obieg plastikową butelkę. I siedzieli tak, tej pięknej wiosny, aż zapalał się nad nimi księżyc, przebiegały przez niego chmury, jak ciemne robaki, potem znów przychodził dzień z zimną rosą na czołach i znów noc, niebo pędziło gdzieś niespokojnie, na zachód albo na wschód, a oni wpuszczali butelkę w kołowy ruch, od ust do ust, od chuchu do chuchu pijackiego. I Bogusiowi dni przebiegały przed oczami jak szybkie samoloty, świat krążył dookoła, jakby na karuzeli, jakby się Boguś rzucał z mostu i koziołkował w powietrzu. I wtedy, dla pewności kładł mocno rękę na ciepłym, twardym ciele suni, która pewnie i nieruchomo siedziała przy panu, czujna na każde skinienie, aż w końcu, znudzona piątego, szóstego czy drugiego dnia, a może miesiąca, wiedząc, że salcesonie skóry skończyły się nieodwołalnie, wesołym szczekiem zapowiadała powrót do domu.

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjMiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjMiIGRhdGEtcmV2aXZlLWlkPSI0NGIxNzY0MWJjOTg4OTU5NmEyZDdiN2ZkNTRiNWZlNSI+PC9pbnM+DQo=

#WieszPierwszy

Najnowsze wiadomości

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE1IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE1IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K

Najczęściej czytane

PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE5IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K
PGlucyBkYXRhLXJldml2ZS16b25laWQ9IjE5IiBkYXRhLXJldml2ZS1pZD0iNDRiMTc2NDFiYzk4ODk1OTZhMmQ3YjdmZDU0YjVmZTUiPjwvaW5zPg0K

Polecamy