Spełniło się proroctwo Wojciecha Kamińskiego, który przepowiadał, że po zakończeniu przygody z europejskimi pucharami, ROSA pokaże swoje prawdziwe oblicze. Ten obraz: walecznego i ułożonego klubu, zobaczyliśmy na parkiecie w warszawskiej hali Bemowo. Triumf nad Legią zapewnił radomskiej ekipie udział w play-offs i grę o medale Energa Basket Ligi. "Zieloni Kanonierzy", mimo że są ostatnią ekipą w tabeli, postawili nam bardzo trudne warunki.
Mecz w Warszawie od początku zapowiadał się na bardzo zacięte widowisko. Obydwa zespoły szły punkt w punkt i łeb w łeb, nie mogąc zbudować przewagi. W pierwszej kwarcie świetne wejście zaliczył Filip Zegzuła, który chwilę po pojawieniu się na parkiecie dwukrotnie trafił z dystansu. Trójkę dorzucił także Ryan Harrow, ale to nie wystarczyło. Legia była lepsza i wygrała pierwszą kwartę, ale na szczęście dla ROSY w ostatniej sekundzie A.J. English sprawił, że przewaga warszawian wynosiła tylko jeden punkt.
Kolejne dziesięć minut wyglądało podobnie, choć tym razem to Legia ruszyła wrzucając piąty bieg. Sześć "oczek" byłych mistrzów Polski na starcie zaniepokoiło Wojciecha Kamińskiego, który poprosił o czas. Dzięki temu szybko udało się odrobić starty i wszystko wróciło do normy. Wymiana ciosów trwała w najlepsze, a ostatecznie do przerwy na tablicy wyników widniał remis 53:53 - tym razem to Patrik Auda trafił równo z syreną końcową.
Po zmianie stron "Smoki" zaczęły dominować, lecz przede wszystkim obydwa zespoły grały mniej skutecznie w ataku. Przez całą kwartę obserwowaliśmy wyrównaną grę, a ROSA delikatnie odjechała dopiero w końcówce. Kontra Igora Zajcewa i cztery trafione rzuty wolne przez Michała Sokołowskiego i Patrika Audę pozwoliły nam startować do ostatniej kwarty z przewagą trzech "oczek na koncie".
W ostatniej odsłonie meczu ROSA podkreśliła dominację i wykorzystała słabości rywala, ale początkowo Legia nie składała broni. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego odskoczyli za sprawą Amerykanów - najpierw trzy osobiste trafił A.J. English, a następnie do kosza z dystansu trafił Ryan Harrow. Prowadzenie podwyższył jeszcze niezawodny Michał Sokołowski i mogliśmy już "witać się z gąską". Chwilę później zaliczył drugą serię za sprawą Igora Zajcewa i "Sokoła" i nawet celny rzut za trzy gospodarzy nie mógł odebrać nam wygranej. Do końca spotkania kontrowaliśmy grę i wygraliśmy 98:89.
Kluczem do zwycięstwa w Warszawie okazała się przewaga w zbiórkach (39-34), asystach (23-14) i przechwytach (6-3), dzięki którym nasz zespół wypracował niewielkie prowadzenie. Ważny był też z pewnością brak najlepszego strzelca ligi, Anthony'ego Beane'a w ekipie gospodarzy. Amerykanin wypadł z gry z powodu kontuzji uda i mimo dobrej postawy Collinsa nie miał godnego następcy. Teraz ROSĘ czeka ostatni mecz sezonu zasadniczego. W niedzielę, 22 kwietnia, zmierzymy się z Asseco Gdynia.
Legia Warszawa - ROSA Radom 89:90 (24:23; 29:30; 14:17; 21:28)
ROSA: English 23, Harrow 22, Sokołowski 15, Szymański 2, Fraser 1 oraz Zajcew 19, Auda 8, Zegzuła 6, Szymkiewicz 2
