W ubiegłym tygodniu dostałem telefon od czytelniczki moich felietonów. Usłyszałem wiele miłych słów, ale też prośbę, żeby przyjrzeć się temu, czym radni się zajmują. A według owej czytelniczki nic innego nie robią, tylko „dokuczają panu prezydentowi”.
Postanowiłem zatem sprawdzić, jak nasi przedstawiciele sprawują mandat radnego i czy rzeczywiście nie znajdują czasu na spotkania z mieszkańcami. W Biuletynie Informacji Publicznej można znaleźć wykaz dyżurów radnych rady miejskiej. Ale u większości możemy przeczytać, że spotkają się „po telefonicznym uzgodnieniu”. Jedynie nieliczni (siedmiu na 28) wyznaczyło stałe dni i godziny ,w których każdy z mieszkańców Radomia może przyjść ze swoim problemem. Wychodzi na to, że nasza czytelniczka miała sporo racji - do większości radnych najpierw trzeba zadzwonić, żeby się umówić. W tej sytuacji chciałem zatem wymienić i wyróżnić tych, do których radomianie mogą się udać bez żadnego problemu: Wiesław Wędzonka (PO), Andrzej Sobieraj (Klub Radnych Bezpartyjnych), Mirosław Rejczak (PiS), Teresa Skoczek (PiS), Kazimierz Staszewski (PiS), Małgorzata Zając (PO) i Kazimierz Woźniak (Radomianie Razem).
Wróćmy jednak do zarzutu czytelniczki, że rajcy tylko „dokuczają panu prezydentowi”. Czy to prawda? Owszem, wiele razy radni robili mu najzwyczajniej w świecie na złość. Żeby pokazać, że skoro mają większość, to mają i rację. Działo się tak w zasadzie od pierwszych prób uchwalenia tegorocznego budżetu miasta. Ale środowisko polityczne w chwilach opresji potrafi się wspierać. Tak więc radomscy radni (poza radnymi PiS) nie zgodzili się na obniżenie wynagrodzenia dla prezydenta. Nie będę się zagłębiał w to, ile prezydent powinien zarabiać. Chodzi o sam fakt wspierania się polityków w sytuacji ograniczenia dostępu do koryta. Wcześniej radni nie wyrazili zgody na wygaszenie mandatu Radosławowi Witkowskiemu po tym, jak zarzuty złamania ustawy antykorupcyjnej postawiło mu CBA.
Na polityczne wsparcie mogli też liczyć inni politycy, w poprzednich kadencjach. Chyba wszyscy pamiętają, jak to wykluczony poseł Sońta w mig został przygarnięty przez ówczesnego prezydenta Kosztowniaka jako doradca od spraw wykluczonych. Były poseł SLD Marek Wikiński za rządów w mieście Prawa i Sprawiedliwości szybko odnalazł się w nowej rzeczywistości, zostając prominentnym członkiem rady nadzorczej w spółce Administrator.
Włodarze naszego miasta, niezależnie od opcji politycznej i drobnych przedwyborczych złośliwości, nie pozwolą krzywdzić samych siebie. Kolejnym przykładem może być to, że niedawno radni nie wyrazili zgody na zwolnienie z pracy radnej (oficjalnie) bezpartyjnej Katarzyny Pastuszki-Chrobotowicz, piastującej stanowisko dyrektor radomskiej filii Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Warszawie.
I teraz, drodzy czytelnicy, odpowiedzmy sobie sami, kiedy ci biedni, zaganiani i zapracowani radni mają znaleźć czas na spotkania z mieszkańcami, skoro zajęci są czymś znacznie ważniejszym?! Swoimi zarobkami i toczącą się już, nieoficjalnie, kampanią do wyborów samorządowych. Kończąc, tym wszystkim, którzy mają dosyć narzekania na radomskich radnych, proponuję odsłuchanie drugiej części utworu Kazika Staszewskiego „Prohibition”. Tam artysta w pięknych słowach wyraził się o warszawskich radnych, śpiewając „służba wasza temu miastu to kit na kółkach”. Chociaż czy tylko warszawskich? A może właśnie jego przekaz był uniwersalny?