Do zuchwałej kradzieży doszło pod koniec października, gdy mężczyźnie, który zasłabł na ulicy ratownicy medyczni udzielali pomocy. Ktoś z przechodniów stwierdził, że zna poszkodowanego, dlatego będzie wiedział, gdzie odprowadzić rower. Jednoślad nie trafił jednak do właściciela, a 34-latek został bez bardzo ważnego dla niego środka transportu.
To, co spotkało mężczyznę nie pozwoliło pracownikom pogotowia pozostać obojętnym. Postanowili zorganizować zbiórkę i pomóc choremu mężczyźnie w zakupie nowego roweru. Los pana Marka poruszył też właścicieli jednego z radomskich salonów rowerowych, którzy bez wahania włączyli się w akcję prowadzoną przez pracowników radomskiego pogotowia. To także m.in. dzięki nim historia ma szczęśliwy finał. – O sytuacji poinformowało nas Bractwo Rowerowe, potem skontaktowała się z nami rzecznik pogotowia. Od razu nawiązaliśmy współpracę i zastanawialiśmy się co dalej; jaki to ma być rower, jakiego typu i jak go wyposażyć. Z góry wiedzieliśmy, że to wypali, ale chcieliśmy dopracować szczegóły – mówi Szymon Pyrka z salonu rowerowego Rodex.
Właściciele salonu Rodex byli zbulwersowani kradzieżą. - Była bezczelna. To przechodzi ludzkie pojęcie, dlatego bez wahania postanowiliśmy odpowiedzieć na ten apel. Cieszymy się, że wspólnymi siłami udało nam się dokonać, jak myślę, fantastycznej rzeczy – mówi Sławomir Byzdra, współwłaściciel Rodexu.
Marek Marciniak, bo o nim mowa, długo oszczędzał, by móc sobie pozwolić na taki zakup. Przy rencie w wysokości 800 zł, nie było to łatwe. - Zdenerwowałem się, gdy ukradziono mi ten rower. Byłem bardzo zaskoczony, że ktoś się w ogóle zajął tą sprawą. Rower jest super – mówi Marek Marciniak, który padł ofiarą złodzieja.
34-latek jest przewlekle chory, a wycieczki rowerowe po mieście i poza granice Radomia pozwalają mu nie myśleć o problemach. - Lubię to. Jeżdżę na rowerze, żeby się rozerwać, to mnie relaksuje – wyjaśnia Marek Marciniak.
Z postawy ratowników dumny jest Piotr Kowalski, dyrektor Radomskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. – Cieszę się, ze spontanicznej akcji naszych pracowników; do niczego nie trzeba było ich namawiać; to był odruch serca. To nie jest jedyna akcja na przestrzeni roku, bo bierzemy udział w wielu akcjach, można powiedzieć charytatywnie. Mam nadzieję, że one również są właściwie odbierane przez społeczeństwo – mówi Kowalski.
Rower został dopasowany do nowego właściciela; ma nie tylko odpowiedniej wysokości ramę, ale też błotniki, podnóżek, światełka, koszyk na bidon.
Organizatorzy akcji pomyśleli o wszystkim. Zadbali również o to, by rower został specjalnie oznakowany przez policję.