A trzeba przyznać, że obywatele grodu nad Mleczną trochę odpuścili patrzenie na ręce cyrkowym artystom, a ci dzięki temu rośli w siłę i pogłębiali swoje cyrkowe umiejętności, niekontrolowani przez nikogo. Na szczęście we wtorek tłumnie zgromadzeni chcieli zobaczyć atrakcyjny występ. Potrzebowali pewnie troszkę iluzji zgody, dzięki której ich nieutwardzone ulice wreszcie zmienią się w asfaltowe cuda... Ale do tego jeszcze wrócę.
Tymczasem co zobaczyli? Zamiast profesjonalnej trupy dostrzegli zgraję błaznów. I każdy chciał pokazać, jak to jego błazeńskość jest ważniejsza od błazeńskości innego błazna. Niestety, dyrektor cyrku nie przewidział tak dużego zainteresowania występami (które od czasu nieprzyjęcia budżetu są zresztą mocno trenowane). Przestraszony frekwencją chciał nawet wezwać strażników, aby ci przywrócili ład i porządek. Ostatecznie nie wezwał. Można tylko przypuszczać, że dyrektor sobie przypomniał, że niedawno prezydent zalecił, aby nie udostępniać terenów gminnych na działalności cyrków wykorzystujących zwierzęta.
No i się zaczęło. I tak jedne błazny zarzucali innym błaznom kłamstwa. Dodatkowo obrzucając się błotem – pewnie z tych nieutwardzonych ulic. A zgromadzona publika wszystko obserwowała. Niektórzy nawet wytknęli dyrektorowi cyrku z czyich pieniędzy ma to stanowisko. I byłoby tak dalej, gdyby nie to, że jeden z cyrkowców chciał zmienić kolejność występów, na co dyrektor przystał, bo była to sytuacja wyjątkowa. Niektórym poczynania dyrektora nie przypadły do gustu i zaczęli wykrzykiwać, by skończyć ten cyrk i swój prywatny folwark, a zająć się problemami. Na co dyrektor zarządził 20-minutową przerwę, publika zaś, licząc na lepszy spektakl, zareagowała oburzeniem i zamiast braw rozległy się gwizdy. Tych przerw było więcej, bo cyrkowcy też ludzie i odpoczynku potrzebują. Ato, że publika czeka na atrakcje, mało kogo obchodziło. Ważniejsze było show i dalsze obrzucanie się błotem (nieustająco z nieutwardzonych ulic). Aż publiczność zirytowana tym wszystkim zaczęła buczeć. I tego było już za wiele. - Ogłaszam przerwę, abyście się państwo uspokoili - powiedział dobrze nam już znany dyrektor i tak też uczynił.
Dojdźmy jednak do końca tego żenującego spektaklu. Po dwóch godzinach obrzucania się wzajemnie błotem (tym z nieutwardzonych ulic) cyrkowcy postanowili jednogłośnie, że owe ulice utwardzone będą. I błoto szybko znikło - wszak już tyle go porozrzucali...
Czy było to potrzebne? Na to pytanie można sobie odpowiedzieć samemu. Ja, patrząc na to, co się na sesji działo, miałem wrażenie, że gorzej się nie dało. Wszyscy, niezależnie od opcji, zachowali się jak banda błaznów. No może jedni (ci od dyrektora cyrku) trochę bardziej, bo się chyba oczu ich własnych wyborców wystraszyli. Miejmy nadzieję, że czegoś tak żenującego już więcej nie zobaczymy, a lokalni politycy pójdą po rozum do głowy i, mimo roku wyborczego, będą potrafili ponad podziałami pracować dla dobra mieszkańców. Bla, bla, bla... Miejmy też nadzieję, że publika (czytaj: wyborcy) wyciągnie daleko idące wnioski. Pierwszy - że na sesje należy przychodzić, by błazny nam się nie rozzuchwaliły i po to, by zobaczyć, kogo wybrali. I by więcej tego wyborczego błędu nie popełnili.
Kończąc, napiszę tylko, jak pracę radnych na ostatniej sesji skomentował kolega z redakcji: - Co wy, ku...a, z tego miasta robicie?!
